Śmierć z zimna

Page #4
Dziennik Renée

Poluję na tutejsze bizony głównie po to, żeby mieć coś do roboty. Zarówno tu, jak i w Jesieniowieczni, jest ich pełno. Ci, którzy nie chcą pobrudzić sobie rąk, muszą zapłacić za nie w Wiatrochronie niezłą sumkę. Nie mam takiej samej awersji do zimna, jak pozostali osadnicy. Polowanie w pobliżu gór mnie uspokaja. Miałam niewielki obóz wypadowy niedaleko górskiego szlaku na północy, ale po mojej ostatniej wyprawie zwierzyna skryła się głębiej wśród ośnieżonych ostępów. To właśnie tam natrafiłam na pierwsze zwłoki bizona. Na pierwszy rzut oka zabiły go wilki, ale okazało się, że rany nosiły ślady zębów i pazurów dużo większych, niż widziałam u jakiegokolwiek wilka. Po uważniejszym zbadaniu zwłok odkryłam, że pysk bizona jest pokryty lodem, jakby przed rozerwaniem ciała zamarzł mu oddech. Ślady napastnika na lodzie prowadzą ku górom na północy. Renée Marie Cartier